Rynek mieszkaniowy pędzi ku przesileniu. Czy spadną ceny?
Nie da się ukryć, że po burzliwym czasie początków pandemii, rynek mieszkaniowy przechodzi prawdziwy boom. Nowe apartamentowce budują się właściwie w każdym możliwym miejscu i sprzedawane są od ręki. Analitycy jednak wskazują, że popyt na nie zaczyna nieznacznie maleć. Co to oznacza w praktyce?
Tanio już było
Nikt nie ma wątpliwości, że czas tanich mieszkań odszedł bezpowrotnie. Jeżeli dzisiaj ktoś rozgląda się za własnymi czterema kątami, musi przygotować się na ogromny wydatek i wysokie koszty kredytów. Dokładają się jeszcze do tego wszystkiego wysokie stopy procentowe, które jeszcze bardziej zawyżają ogólne koszty. Gdy pojawiła się informacja, że w grudniu po raz pierwszy od ponad roku ceny mieszkań nie szły w górę, pojawiła się nadzieja, że może będzie chociaż trochę taniej.
Oznacza to jednak coś zupełnie innego – że mieszkania już nie sprzedają się na pniu. Z jakiś powodów, ludzie przestali kupować mieszkania od ręki. Winą za to można obarczyć rosnące koszty kredytu, który ze względu na wysokie stopy procentowe nie jest już tak atrakcyjny jak kiedyś. Swoje przysłowiowe „trzy grosze” dodaje również same ceny mieszań, która osiągnęły już kuriozalne sumy. I nie wszystkich na to zwyczajnie stać.
Ceny spadną w dół?
Jeżeli trend związany z malejącym popytem na mieszkania się utrzyma, jest szansa na to, że ceny mieszkań pójdą w dół. I będzie to koszmar dewelopera. Mieli oni dotychczas łatwe zadanie i mogli sami dyktować ceny, bo kupujących było wielu. Jednak zmiana zachowań konsumenckich może znacząco wpłynąć na rynek.
Analitycy sugerują, że odczuwalne zmiany możemy dostrzec dopiero w połowie przyszłego roku. Wtedy do sprzedaży zostaną przekazane mieszkania, które budowano w czasie pandemii. Nie dają jednak nadziei na wielkie obniżki cen sugerując, że niestabilna złotówka oraz giełda może pchać do jednego – lokowania swoich oszczędności w nieruchomości.